
15 listopada 1978 roku, w Wilczym Jarze, malowniczym wąwozie niedaleko Jeziora Żywieckiego, miała miejsce jedna z największych katastrof drogowych w powojennej Polsce. W wyniku dwóch tragicznych wypadków autobusów PKS, które przewoziły górników do pracy w kopalni KWK „Brzeszcze”, życie straciło trzydzieści osób. Z tej okazji, w rocznicę tragedii, złożono hołd ofiarom przy pamiątkowym obelisku w Oczkowie, gdzie zapalono znicze i złożono kwiaty.
Przebieg tragedii
Dramatyczne wydarzenia miały miejsce w chłodny poranek 15 listopada. O godzinie 4:50 pierwszy autobus marki Autosan H9-03, kierowany przez Józefa Adamka, wpadł w poślizg na oblodzonym moście w Wilczym Jarze. Pojazd przebił barierki ochronne i runął z wysokości 18 metrów, zatrzymując się tuż przy brzegu Jeziora Żywieckiego. Kilka osób, które zauważyły wypadek, ruszyło na pomoc, ratując dziewięciu pasażerów.
Zaledwie pół godziny później, o 5:15, drugi autobus PKS, również Autosan H9-03, prowadzony przez Bolesława Zonia, przejeżdżając przez ten sam odcinek drogi, wpadł w poślizg w wyrwę po pierwszym wypadku. Pojazd osunął się z mostu i wpadł do jeziora, tonąc na głębokości pięciu metrów. Mimo wysiłków osób, które próbowały ostrzec kierowcę, autobus z ponad dwudziestoma osobami na pokładzie zatonął.
Oficjalne wyjaśnienia i kontrowersje
W oficjalnym komunikacie prasowym prokuratura wojewódzka w Bielsku-Białej wskazała, że przyczyną wypadków były błędy w technice jazdy i nadmierna prędkość, co – w połączeniu z trudnymi warunkami atmosferycznymi – doprowadziło do tragedii. Tego poranka temperatura wynosiła -6°C, a na jezdni osadzały się zamarznięte kropelki rosy, co stwarzało dodatkowe niebezpieczeństwo.
Jednak w późniejszych latach pojawiły się wątpliwości co do przebiegu śledztwa. Paweł Zyzak, historyk i autor książki Tajemnica Wilczego Jaru, sugerował, że śledztwo mogło być prowadzone z z góry ustaloną tezą i spekulował, że mogło dojść do kolizji z innym pojazdem, być może z radiowozem Milicji Obywatelskiej. Jednak brak jednoznacznych dowodów sprawił, że ta hipoteza pozostaje nierozstrzygnięta.
Upamiętnienie ofiar i znaczenie tragedii
W katastrofie zginęło trzydzieści osób – 29 mężczyzn oraz jedna kobieta, wdowa po górniku, który zginął dwa tygodnie wcześniej w wypadku drogowym. Najmłodsze ofiary miały zaledwie 18 lat, a najstarsza 48. Wśród zmarłych byli także kierowcy obu autobusów: Józef Adamek, ojciec przyszłego boksera Tomasza Adamka, oraz Bolesław Zoń.
Pamięć o tragedii przetrwała dzięki inicjatywom społecznym i rodzinnym, które przypominają o ofiarach katastrofy. W związku z przebudową mostu w Oczkowie, pamiątkowa tablica została zabezpieczona drewnianą wiatą, a w rocznicę tragedii przedstawiciele władz lokalnych, w tym burmistrz Żywca Radosław Szot, oraz delegacje związków zawodowych złożyli hołd poległym.
Pomnik w Wilczym Jarze, choć skromny, stanowi cichą pamiątkę po tragicznych wydarzeniach, pozostając miejscem refleksji i pamięci o ludziach, którzy stracili życie w drodze do pracy.
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie