
W dniach 21–22 czerwca malownicze Beskidy po raz kolejny stały się sceną jednego z najbardziej surowych i prestiżowych wydarzeń triathlonowych Europy Środkowej – Diablak Beskid Extreme Triathlon. Tegoroczna edycja, stanowiąca kwintesencję sportowej wytrwałości i hartu ducha, zgromadziła na starcie 110 zawodników z Polski i zagranicy.
Nie bez powodu Diablak określany jest mianem jednego z najtrudniejszych triathlonów w kraju. Jego trasa odzwierciedla klasyczny dystans Ironmana, lecz osadzona została w realiach górskich – bez litości dla słabości. Zawodnicy musieli pokonać 3,8 kilometra w lodowatych wodach Jeziora Żywieckiego, następnie 180 kilometrów wymagającej trasy kolarskiej, prowadzącej przez serpentyny beskidzkich dróg, by na koniec zmierzyć się z maratonem zakończonym zdobyciem majestatycznej Babiej Góry – Diablaka, symbolu i celu tej morderczej rywalizacji.
Triathlon ten to nie tylko próba fizycznych możliwości. W rozmowach po zawodach wielokrotnie powracał motyw walki wewnętrznej – z bólem, zniechęceniem i granicami własnej psychiki. „Nie wystarczy trenować. Trzeba wierzyć, że się dobiegnie, choć ciało mówi: dość” – powiedział jeden z uczestników na mecie.
Nie zawiodła również atmosfera – publiczność, wolontariusze i organizatorzy stworzyli przestrzeń, w której sportowy duch i ludzka solidarność odgrywały równie ważną rolę co rywalizacja. Z każdym rokiem Diablak przyciąga nie tylko sportowców, lecz także rosnącą grupę pasjonatów górskich wyzwań i ekstremalnych przeżyć.
Tegoroczna edycja pokazała, że nawet w dobie komercjalizacji sportu możliwe jest zorganizowanie wydarzenia, które łączy profesjonalizm z autentycznym, niemal romantycznym etosem sportowej przygody. Beskidy znów okazały się miejscem, gdzie marzenia stykają się z granicami ludzkiej wytrzymałości.
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie