
Nad polskimi hodowcami owiec zbierają się czarne chmury. Obawy przed przeniesieniem pryszczycy (FMD) z Węgier i Słowacji do Polski rosną z każdym dniem. Wiosenny handel jagniętami stoi pod znakiem zapytania, a tradycyjny model sezonowego wypasu może zostać całkowicie zablokowany.
Pryszczyca to wysoce zakaźna choroba wirusowa zwierząt parzystokopytnych, szczególnie bydła, świń, owiec i kóz. Wywołuje ją wirus z rodzaju Aphtovirus, należący do rodziny Picornaviridae. Dla ludzi nie stanowi zagrożenia, jednak jej skutki ekonomiczne są ogromne — zakażenia oznaczają obowiązkową likwidację stad, zakazy handlu i długotrwałe straty dla sektora hodowlanego.
Ogniska choroby wykryto na Węgrzech, a następnie na Słowacji. W odpowiedzi na te doniesienia, od 10 marca polskie służby prowadzą intensywne kontrole na przejściach granicznych, sprawdzając pojazdy pod kątem przewozu zwierząt. Każdy transport z terenów objętych pryszczycą jest natychmiast zawracany. Policja i Straż Graniczna prowadzą również działania kontrolne w pasie przygranicznym.
W związku z zamknięciem rynków słowackiego i węgierskiego, a także ograniczeniami eksportowymi z Rumunii (gdzie panuje inna choroba zwierząt), polscy hodowcy liczą na zwiększenie sprzedaży na eksport — zwłaszcza do Włoch. Nadzieje te jednak mogą zostać przekreślone, jeśli wirus dotrze do kraju.Jeśli choroba dotrze do Polski, nie będzie możliwości zebrania stad i wypędzenia ich na hale,” mówi jeden z hodowców z PoPodhalaTo oznaczałoby koniec sezonowego wypasu i produkcji oscypka.
Tradycyjnie, mniejsi hodowcy oddają swoje owce pod opiekę baców, którzy przez całe lato wypasają je w górach, doją i wyrabiają sery. Jeśli zakaz przemieszczania zwierząt obejmie także Polskę, ten system się załamie.
Z kryzysu mogliby wyjść obronną ręką jedynie więksi gospodarze, dysponujący odpowiednimi areałami do wypasu na miejscu. Jednak i to rodzi kolejne problemy. Zwykle w czasie, gdy owce przebywają na halach, właściciele koszą własne pola i przygotowują paszę na zimę. Jeśli zwierzęta pozostaną w gospodarstwach, pastwiska nie będą mogły być wykorzystane do produkcji siana, co grozi brakiem pożywienia zimą.
Do tego dochodzą komplikacje logistyczne. Tradycyjna droga eksportowa do Włoch przebiega przez Słowację i Węgry — obecnie niedostępne. Istnieją alternatywne trasy, jednak są one znacznie dłuższe, droższe i wymagają nowej organizacji weterynaryjnej. Ministerstwo Rolnictwa zapowiedziało, że lekarze weterynarii będą wspierać eksporterów, wskazując możliwe kierunki przewozu.
Tymczasem polski sektor owczarski czeka w napięciu. Jedno ognisko choroby w kraju może oznaczać nie tylko stratę sezonu, ale również zagrożenie dla całego tradycyjnego modelu pasterstwa górskiego.
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie