
W cieniu wakacyjnych tematów i politycznych sporów, Ministerstwo Kultury intensyfikuje prace nad reformą przepisów dotyczących tzw. opłaty reprograficznej. Projekt zakłada objęcie nią współczesnych urządzeń elektronicznych, takich jak smartfony, laptopy, telewizory czy pamięci USB — czyli sprzętów, które obecnie nie podlegają tej daninie, choć umożliwiają kopiowanie treści chronionych prawem autorskim.
Resort zapewnia, że nowa opłata nie obciąży bezpośrednio obywateli, a jedynie producentów i importerów sprzętu. Jednak ekonomiści i przedstawiciele branży nie mają złudzeń — koszt ten zostanie finalnie przerzucony na konsumentów. Szacuje się, że ceny popularnych urządzeń mogą wzrosnąć nawet o kilkadziesiąt złotych.
Obowiązujące od lat regulacje opierają się na przestarzałej liście nośników danych, wśród których nadal figurują kasety VHS czy magnetowidy. Tymczasem unijne dyrektywy nakładają na państwa członkowskie obowiązek zapewnienia twórcom „uczciwej rekompensaty” za kopiowanie ich utworów na użytek prywatny.
Nowy projekt zakłada wprowadzenie opłaty w wysokości od 1% do 3% wartości danego urządzenia, przy czym standardem ma być najniższy próg. Przykładowo: przy zakupie smartfona za 1 800 zł, dodatkowy koszt może wynieść od 18 do 54 zł.
Zmianie ulegnie także sama lista urządzeń objętych opłatą — zostanie skrócona z 65 do 19 pozycji, co ma uprościć i dostosować system do realiów rynku. Symboliczną opłatą na poziomie 0,01% zostaną objęte jedynie relikty minionej epoki, takie jak wspomniane kasety czy odtwarzacze analogowe.
Według wiceministra kultury Macieja Wróbla, nowy system przyniesie artystom i organizacjom zbiorowego zarządzania — takim jak ZAiKS, ZASP czy ZPAV — wpływy rzędu 150–200 milionów złotych rocznie, wobec obecnych 36 milionów. Środki te mają stanowić rekompensatę dla twórców za kopiowanie ich dzieł, a także formę wsparcia dla niezależnych artystów, często pozbawionych stabilnych dochodów czy zabezpieczeń społecznych.
Publiczne konsultacje projektu ruszyły 23 lipca i potrwają przez miesiąc. Planowany termin wejścia przepisów w życie to 1 stycznia 2026 roku. Do tego czasu przed rządem jeszcze wiele rozmów z przedstawicielami branży elektronicznej, środowisk twórczych i organizacji konsumenckich.
Choć założenia reformy wydają się słuszne z punktu widzenia praw autorskich, jej skutki finansowe odczują prawdopodobnie miliony użytkowników elektroniki w Polsce. A to oznacza, że temat, choć techniczny, może wkrótce stać się przedmiotem gorącej debaty publicznej.
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie